Pięć blogów, którymi nie przestaję się zachwycać. Plus jeden

miejsca

Blogosfera, lajfstajl wybebeszany w internecie – to pojęcia, które odpychały mnie odkąd pamiętam. Odkąd powstały pewnie. Ale czas ciążowo-macierzyński i cyberposzukiwania informacji wszelakich zweryfikowały nieco pogląd. Znalazłam sporo ciekawych adresów. Trafiły się też prawdziwe perełki. Internet zaprowadził mnie różnymi ścieżkami w miejsca, w których przepadłam. Zatopiłam się w całości i bez oporowania. I wyjść nie mogę. Z treści. Z zachwytu  również.

Matko jedyna. Magda z kabaretu Słoiczek po cukrze to autoironia w postaci przepięknej, charakter silny jak bracia Kliczko razem wzięci oraz ocean matczynej miłości. Trafiłam na nią po filmikach o jej macierzyństwie, nie pamiętam już gdzie umieszczonych. Jest śmiech i kop w tyłek i łzy. Zero smęcenia. Czuje się tu zielonogórski swobodno-winny klimat, ale jest też serio serio. Matko jedyna ma coś co bardzo u ludzi lubię: bystry, przenikliwy wzrok. Widać, że to i zadzior i skała i czułość dokładnie w tych momentach, gdy trzeba. Świetna w formach krótkich jak i tasiemcowych. Genialne dialogi z córkami. Zawsze mistrzowska puenta.

Zorkownia. To miejsce zmienia człowieka. Uczy pokory, daje lekcje uważności i wymaga posiadania chusteczek pod ręką. Zwłaszcza, gdy trafi się na formę drukowaną. Powiedzieć, że Agnieszka przerobiła sporo ciężkich gabarytowo tematów to ogromne niedomówienie. Mam wrażenie, że nosząc w sobie wiedzę jak strasznie los potrafi skomplikować życie, wyciąga teraz z niego wszystko co najlepsze. Widzi dużo, uważnie słucha, dostrzega okoliczności oraz człowieka w człowieku i łączy kropki. Jej słowa, gdy pisze, są skoncentrowane do granic możliwości. Gdy mówi bije od niej ciepło. I siła. Obserwuję ją od pewnego czasu i mam wrażenie, że Zorka stała się człowiekiem-instytucją zaufania publicznego,a teoria o trzepocie skrzydeł motyla jest o niej. Pisząc o Zorkowni jednym słowem: WARTO.

Taka Sobie Matka. Kiedy czytam jej teksty mam przed oczami zawsze obraz żonglera obracającego w palcach lustrzane kule, które odbijają wszystko wokół i zdają się nie odklejać od skóry. Magia. Widzi, reaguje, wiele w niej subtelności. Językoznawca z biografii, myślo-słowo wirtuoz z doświadczenia. Błyskotliwość, takt, zauważanie tego co tu i teraz oraz piętnastu dodatkowych płaszczyzn, mistrzowskie posługiwanie się słowem. Ma psa, a jak kot chodzi własnymi ścieżkami. Zaczytując się w niej mam takie uczucie, że tu wszystko jest na swoim miejscu. Zachwyca podejściem do Człowieka, każdego – choćby nie wiem jak inny czy mały był. A Pierwszy po prostu ścina z nóg 😉

King Kong i ojciec karmiący. Takie podejście do rodzicielstwa-ojcostwa, które powoduje, że po większości tekstów mogę tylko westchnąć z zachwytem i łapać dla się bardzo, ale to bardzo wiele. Dla się i dla dziecia mego. Znam go najkrócej, ale wiem, że wiele tam ciepła. Czasem tylko zastanawiam się kogo podziwiam bardziej – ojca czy King Konga. Choć pewnie tak cudowni są dlatego, że występują w duecie. Coś mi podpowiada, że ten chłopiec kiedyś odbierze Nobla. A ojciec Nobla za to właśnie swoje niezwykłe ojcostwo. Zajrzyjcie do nich 😉

Użyj wyobraźni. Zmusza do myślenia, przyjemnie drapie po neuronach, można w tej wyobraźni popłynąć. Ale to jazda bez trzymanki. Nigdy nie wiesz czy jak Cię wyrzuci z zakrętu to trafisz na poduszki czy rozbite szkło. Tekstów Bartka z Kartek nie da się czytać jedno płaszczyznowo. Tam zawsze jest coś więcej. Ten styl, to ciągłe branie życia i liter wspak, na opak, pod prąd, z siedmiu stron, ta wirtuozeria słowna – uzależnia. Jeśli bierze się go w większych dawkach – warto zaopatrzyć się w pampersy, pęcherz tego dowcipu nie przetrzyma. Ale to tylko część. Tam są siniaki, pot, łzy, stawanie czoła światu i samemu sobie. Ego z tych raczej nie tycich, ale i wiele ciepła. Zaaplikuje mózgowi koktajl Mołotowa, zdemoluje Ci dom i krwi-obieg, ale potem opatuli Cię ciepłym kocem, poczęstuje skrętem i wyciągnie na oglądanie wschodu słońca z trzydziestego piętra. Nie będziesz oponować. A może to wszystko jest zupełnie eintorwdo?

Alaantkowe BLW. To miejsce zupełnie z innej beczki, ale zmieniło diametralnie moje podejście do kulinarnej drogi Niuńka. Trafiłam do dziewczyn po sugestii Magdy z La Leche League, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna, jak i za pozostałą pomoc. Proste przepisy, pomoc w ogarnięciu tematu, cierpliwe wyjaśnianie wątpliwości, sympatyczne warsztaty. Dziewczyny odwaliły kawał dobrej roboty. Dziś już tak często do nich nie zaglądam, ale wtedy, gdy było mi to potrzebne, były bardzo „podręczne” 😉 Dzięki dziewczyny! I gratuluję książki 🙂


To nie koniec. Potykam się o kolejne kamyki, na które warto wpaść. Ostatnio – o poetycki i z pięknymi kadrami Achondroplazjak czy bloga temperamentnej matki małej Krystyny z poczuciem humoru na kopy. O nich pewnie jeszcze kiedyś 😉

Zajrzyj też tu: