Daj żyć.

Wpis z cyklu Janusze dróg naszych.

Troszku straszno – a troszku smutno robi mi się zawsze, gdy widzę przed maską staruszkę z laseczką/siateczką palącą wrotki po pasach. Zwykle kawałek dalej, w kompletnie bezsensownym miejscu, ktoś inny łączy krokami przeciwległe krawężniki beznamiętnie się ślimacząc.

Mimo mojej legendarnej choroby lokomocyjnej, nie mając widoków na auto własne (choć zawsze marzyło mi się porwanie starego, pustego ikarusa), uparłam się lat temu naście, że zdobędę plastik z nadrukiem kategorii B. Szlify zbierałam na archiwalnym fiacie ducato, który bieg miał co któryś, od lat przeciążanym i ledwie zipiącym polonezie trucku. Na kursie z kolei przerobiłam cztery pory roku w punciaku czy cinko-(bardzo)cinko, który lata świetności miał lata świetlne temu.

Szczęśliwie za kółkiem nauczycieli miałam z doświadczeniem drogowym jak stąd na Alaskę razy jedynkę i sześć zer, co skutkowało tym na przykład, że potrafili nie wejść w ulicę z zakazem wjazdu nawet wtedy, gdy czasoprzestrzeń przecinali jedynie na podeszwach swych osobistych. Pierwsza ich (wspólna) zasada w ruchu kołowym brzmiała: myśleć. Ponadto jechać, logicznie jechać, dojechać. I jeszcze raz myśleć.

Prawo jazdy wydane zostało w piątek trzynastego. Drogę lubią mi przebiegać koty. Heban zwykle. Machamy do się. Z natury ze mnie antypirat drogowy, jakoś się do przodu toczę. Wolę zastukać prawym migaczem niż gonić z ciężkim butem we wstecznym. Umiem w szosowe dziękuję i przepraszam. W jodełkę. W uprzejmość ludzką też. Jeśli w życiu rzucam mięsem, to zwykle na czterech kółkach siedząc, ale w decybelach niskich zwykle. Potomkowe jednak „nooo jeeedź, człowieku!” słysząc, wiem, że… to echo grało. Buce zwykle olewam, cwaniakujące buce trochę mam w nosie, trochę im życzę nie najlepiej. Staram się omijać kierowców niedzielnych, którzy zaplątali drogi, pomylili prawdy licząc, że czas ich nauczy pogody. Żyj, daj żyć, tyle.

I tak sobie myślę co w głowie miała wczoraj głowa, która niewiele ma na głowie, co w zasadzie bez znaczenia, a która bardzo chciała się pospieszyć i trochę jakby na późnym żółtym zdążyć przed moim nosem. Tyle, że to już czerwone było, a krzyżówka bez świateł. Ja tak jakby z pierwszeństwem, a ta głowa z pomysłem w naszej czasoprzestrzeni ciut zezowatym i bez szczęścia. Głowa chciała wymusić pierwszeństwo na mnie, ale z lekka nie trafiła w koleiny i wymusiła uległość na drogowym znaku pionowym. Znak się usłużnie ugiął, ale znalazł sposób na pokazanie gestu Kozakiewicza i pozbawił głowę zderzaka przedniego.

Myśleć. Jechać. Logicznie jechać. Dojechać.
Inaczej samochód może stracić na przykład zderzak, a kierowca ciut z wysokich poziomów ego…

 

MANIEK2